Sunday 19 July 2015

Przytul koalę i wszystko będzie dobrze! - Lone Pine Koala Sanctuary



Sama nie wiem, kiedy minął ten weekend, ale na szczęście w Belgii z okazji święta narodowego nie muszę iść do pracy ani jutro ani pojutrze, więc korzystam z tego mini-urlopu i w końcu dokarmiam bloga.

Po lekturze tego wpisu byłabym wdzięczna, gdybyście zapamiętali jedną rzecz- koala to nie miś! Od dziecka na widok tego szarego, puchatego stworzenia wbijano nam do głowy "miś koala", ale jeśli tylko uda Wam się pojechać do Australii, to mówienie "koala bear" spowoduje grymas na twarzy większości Australijczyków. Dlatego prowadzę moją mini-akcję edukacyjną i gdy ktoś pyta się, czy miałam okazję widzieć misie koala, odpowiadam, że widziałam koale, ale na pewno nie misie, gdyż takowe nie istnieją! (po angielsku udaje mi się mówić "koala", ale po polsku język często doda nieszczęsnego "misia" zanim mózg go zbeszta - ale poprawiam się!). Termin "miś koala" został wymyślony przez Anglików w latach 50., ale koale należą do tej samej rodziny zwierząt co kangury, wallabies czy wombaty - torbaczy. Samica koala wydaje na świat 6mm berbecie, które potem wspinają się do kieszonki mamy i tam, spijając mleko, dorastają.
 Koale to zwierzęta leniwe i samolubne, śpią 20 godzin w ciągu dnia, przez kolejne 4 jedzą eukaliptus, na pewno nie były moim faworytem. Ale gdy przyjechałam do Brisbane i w hostelu zobaczyłam, że w Lone Pine Koala Sanctuary niedaleko miasta można zrobić sobie zdjęcie z koalą, rozsądek walczył z sercem tylko przez godzinę (rozsądek regulujący budżet, spodziewałam się, że taka przyjemność nie będzie tania!). Prawo w stanie Victoria (czyli tam, gdzie spędziłam większość czasu) było o wiele bardziej restrykcyjne niż w Queensland i zakazywało dotykania koali - a ja naprawdę byłam ciekawa ile waży to zwierzę i jakie jest w dotyku.
 Bilet studencki kosztował 24$, by móc zrobić sobie zdjęcie należało wykupić zdjęcie robione przez fotografa parku (18$), które było tak marnej jakości, że cieszę się, iż zabrałam mój własny. Pewnie zastanawiacie się, ile waży koala? Nie jest lekki, powiedziałabym, że ten, którego było mi dane trzymać mógł ważyć ok. 6 kg. Futerko miał dosyć szorstkie, nie tak miękkie jak kangur. Zdjęcia z koalą to dochodowy biznes, bo było mi go dane trzymać jakąś minutę, ale naprawdę było warto! Przez kilka kolejnych dni byłam szczęśliwa jak dziecko, a nawet teraz, patrząc na zdjęcia, uśmiecham się szeroko.
 Co bardzo podobało mi się w Lone Pine Koala Sanctuary to możliwość zobaczenia koali w ruchu. Wcześniej w innych miejscach było mi dane zobaczyć jedynie stworzenia śpiące gdzieś wysoko na drzewie, pamiętam, że najmniejsze poruszenie się ze strony koali było wielkim wydarzeniem! Tutaj zwierzęta były naprawdę żywotne, większość chodziła po drzewach i wcinała eukaliptusa.
 Ale Lone Pine to nie tylko koale, lecz całe mnóstwo innych australijskich zwierząt. Tradycyjnie drugim najfajniejszym punktem, po fotce z koalą, były selfie z kangurami. Do tego pokaz psów pasterskich, ptaków łownych, karmienie dziobaka czy pokaz węży... Bilet na pewno był wart swojej ceny. Czy warto płacić dodatkowo za zdjęcie z koalą? Za taką ilość radości, jaką daje mi to zdjęcie, sądzę, że tak!!!











A tutaj jeszcze zdjęcia z mojego telefonu: "holding a koala - behind the scenes"- pierwszy koala nie chciał do mnie przyjść, więc pani poszła po innego. Moja rozczarowana mina mówi wszystko!




Z cyklu "selfie z australijską florą"







No comments:

Post a Comment