Friday 15 May 2015

Phillip Island


Phillip Island to must-see, gdy jest się przez kilka dni w Melbourne. Wyspa jest przepiękna sama w sobie, ale turyści wybierają się na nią z innego powodu - Penguin Parade. Co wieczór, zaraz po zachodzie słońca, setki maluteńkich pingwinów wynurzają się z wody i wędrują do swoich legowisk. Pamiętam, że na początku semestru babeczka odpowiedzialna za wymianę zachęcała nas do zobaczenia pingwinów, mówiąc, że to "cutest little things ever", a ton miała jakby zobaczyła puchate kocięta. I teraz już całkowicie rozumiem, skąd ten ton, bo małe pingwinki są rzeczywiście urocze, prawie się rozpłakałam ze wzruszenia, jak widziałam, jak sobie drepczą... Little penguins są naprawdę małe, na pewno nie sięgałyby mi do kolan, a przecież jestem niewysoka!
Podczas parady nie można robić żadnych zdjęć, nawet bez flasha, bo przy tych setkach turystów zawsze znajdzie się jakiś idiota, który flasha nie wyłączy i pingwinki się przestraszą... Na dole ich zdjęcia wzięte z oficjalnej strony centrum Penguin Parade.
Reszta wycieczki, czyli wszystko, co przed wieczorem, też była cudowna, przed samą wyspą znajduje się Maru Koala Park, gdzie można z bliska przyjrzeć się kangurom, wallabies, koalom i innym tutejszym zwierzątkom, ale najlepsza część polegała na karmieniu i strzelaniu sobie selfies z kangurami (a skubane nie chciały pozować bez odpowiedniej zachęty). Jak na razie to chyba moje najbardziej ulubione zdjęcia z Australii! :)
 I jak już wcześniej wspomniałam, wyspa również jest piękna i stanowi dobre miejsce do surfowania.
Mam nadzieję, że przeglądając zdjęcia zrobi Wam się cieplej na serduszku, tak jak mi :)















No comments:

Post a Comment