Tuesday 21 April 2015

Healesville Sanctuary


Nie wiem czy wiecie, ale ten sympatycznie wyglądający zwierzaczek na powyższym zdjęciu to diabeł tasmański (nie przypomina kolegi Królika Bugsa, prawda? :)). Healesville Sanctuary to takie australijskie zoo, w którym można zobaczyć rodzimą faunę z bardzo bliska. I nawet jeśli pod względem krajobrazów nie jest to najbardziej malownicze miejsce w stanie Victoria, frajdy przy spotkaniu z wombatami (niestety, bateria mi wysiadła, gdy je fotografowałam...), kangurami etc. jest co niemiara!
 Po drodze można zatrzymać się w William Rickets Sanctuary, by pooglądać zintegrowane w kamieniu rzeźby, a także stanąć na jednym ze wzgórz , by podziwiać Melbourne z daleka.
 A potem można dziwić się rozmiarom dziobaka (myślałam, że są kilka razy większe niż w rzeczywistości), karmić papużki, przytulić się do koala (za dodatkową opłatą, niestety...) czy też patrzeć zza szyby na węże. I mam nadzieję, że to jedyne moje spotkanie z gadami na tym kontynencie, jeśli kiedykolwiek zamierzacie jechać do Australii to mentalnie przygotujcie się na ludzi wysyłających Wam i publikującym na facebooku miliony rankingów "najniebezpieczniejszych zwierząt w Australii". Kangur też na nim jest (bo jak się wkurzy, to może kopnąć) i jak narazie to jedyne niebezpieczne zwierzę, które widziałam z bliska :)
 Healesville proponuje dwa pokazy - jeden o dziobaku, a drugi o różnych ptakach (dużo sokołów czy innych drapieżnych) i przyznam, że "gadająca" papużka udająca tygrysa, to jedna z najsłodszych rzeczy, jaką było mi dane zobaczyć! Piękny dzień w super miejscu - czego więcej można sobie życzyć? :)









No comments:

Post a Comment