Saturday 21 February 2015

Great Ocean Road - 1


Great Ocean Road to jedna z najbardziej widowiskowych atrakcji stanu Victoria. Po czwartkowej wycieczce już wiem, że zwiedzenie jej w jeden dzień polega jedynie na wsiadaniu i wysiadaniu z autobusu po czym jeździe bardzo krętymi i wąskimi dróżkami (chwała Bogu, że moja choroba lokomocyjna się nie odezwała), ale szczerze mówiąc widoczki były tego warte!
 Budowana po pierwszej wojnie światowej przez wracających żołnierzy, droga ta ciągnie się wzdłuż wybrzeża przez prawie 250 km i przechodzi przez wiele parków narodowych.
Nasz przewodnik był niesamowity i od początku do końca tryskał energią i dowcipami, dzięki niemu dowiedziałam się mnóstwo ciekawych rzeczy o koalach, lokalnych atrakcjach i życiu w Nowej Zelandii (bo przewodnik był Kiwi - tak Australijczycy nazywają Nowozelandczyków)


Koale to nie misie (zostały tak błędnie nazwane przez Brytyjczyków w latach 50). Wraz z leniwcami są najleniwszymi stworzeniami na ziemi, przez 4 godziny w ciągu dnia jedzą, a przez resztę śpią, wynika to między innymi z tego, że eukaliptus, który ochoczo szamają jest bardzo ubogi we wszelkie kalorie. Są też niesamowitymi indywidualistami, mama-koala nie przejmie się jeśli dziecko-koala spadnie z jej grzebietu, a w ogóle poczęcie potomstwa to historia bardziej nadająca się do zgłoszenia na policję niż na film miłosny. Na zdjęciu udało mi się uchwycić drapiącego się koalę, później wrócił do spania.

W Koala Kafe, gdzie zatrzymaliśmy się na lunch (i oglądanie koali, oczywiście) pełno było różnobarwnych papużek. Oszczędzę Wam zdjęcia z jedną z nich na mojej głowie, nie wiem dlaczego łepetyny wydały im się tak atrakcyjnym miejscem do siedzenia.

Piękne plaże i ogromne fale to raj dla surferów.



 W programie mieliśmy także przechadzkę po buszu, ale był to busz bardzo turystyczny, bo składał się z jednej pętli, na której nie można było się zgubić.
Zapraszam na dalszy ciąg już niedługo!

No comments:

Post a Comment