Sunday 3 August 2014

Paris, je t'aime bien!


      Fajnie jest mieszkać we Francji i móc raz na jakiś czas pojechać do Paryża. A jeszcze fajniej jest znać trochę Paryż i nie czuć się już w obowiązku zobaczyć ten czy inny zabytek. Bo jak się nie musi, to nogi i tak nas zaprowadzą w znane miejsca, ale już bez poczucia "tutaj 5 minut, a potem lecisz dalej, bo jeszcze tyyyyyle do zobaczenia" :)
      Jestem daleka od bycia zakochaną w stolicy Francji, bo nasłuchałam się, jak ciężko znaleźć tutaj mieszkanie, do szewskiej pasji doprowadza mnie pokonywanie tysiąca stopni w metrze z ciężkimi bagażami, by przejechać z jednego dworca na drugi, a żebrzący czy próbujący wcisnąć nam Wieżę Eiffela we wszystkich barwach tęczy ludzie innego koloru skóry (ach, ta polityczna poprawność) psują przyjemność oglądania niektórych zabytków. Mimo to, gdy przejdę się nad Sekwaną czy pochodzę po mniej uczęszczanych przez turystów dzielnicach, zawsze stwierdzam, że lubię Paryż.


Godzina 10-ta w dzień powszedni to dobra pora, by zajść do ogrodów Tuileries. Jeśli lubimy być zaczepiani przez cygańskie dzieci, które szukają jakiegoś łosia, to koniecznie trzeba tam iść!



Zawsze wybierając się z kimś do Luwru, po zobaczeniu takich "mustów" jak Mona Lisa, Wenus, Nike czy starożytny Egipt, dana osoba nie miała już ochoty iść ze mną na malarstwo flamandzkie. Dlatego teraz nadrabiam zaległości (sama!) i od razu odwiedzam Rubensa i kolegów. Mniej turystów, obrazy o innej tematyce niż religijna, polecam!




Nawet w monochromie les Invalides wyglądają imponująco.


Mimo ambitnego planu, nie udało mi się dojść piechotą aż do Notre Dame, ale rejs stateczkiem pozwolił na uwiecznienie tego zabytku na zdjęciu.


Nie wiem, czy więcej sprzedających jest pod Wieżą Eiffela czy na Sacre Coeur?


Koleżanka poprosiła o kupienie jej wieży Eiffela w rozsądnych wymiarach. Porównując ceny w butikach i u ulicznych sprzedawców (dostawca pewnie ten sam), zdecydowałam się na zakup u tych drugich. Pół dnia chodziłam przerażona i podekscytowana wizją pierwszego w życiu targowania się o cenę. "Dobra, on mi pewnie powie 20 euro, ja mu powiem 10 i tak dojdziemy w końcu do 15..." - powtarzałam sobie w głowie, szukając wieży odpowiednich rozmiarów. Podeszłam do sprzedawcy, spytałam o cenę, a on mi odpowiedział "10 euro". Moją osłupiałą minę wziął chyba za zły znak, bo szybko zaproponował dorzucenie pięciu breloczków gratis. Biznesman ze mnie żaden, bo zgodziłam się bez targowania :)



Ech, a teraz pora wrócić do pracy...

No comments:

Post a Comment